poniedziałek, 27 sierpnia 2007

hałas theory

W głośnikach tętni Tobin, twórczo niestety nie myślę.
Staram się, ale póki co tylko leniwie przepycham do przodu dzień za dniem.
Wyciągnąłem się dziś na kanapie, przywarłem do skóry, skrzypiącej przy każdym poruszeniu i oglądałem filmy. Bez popcornu ani czipsów, więc co to za oglądanie filmów, rajt?
Wciąż nie mogę napisać nic sensownego. Nie wiem.
Poczytałem na wikipedii o Mossadzie, królu Tajlandii oraz jubilerstwie.
Muszę się wyrwać.

Może pojadę do wód?



/Amon Tobin - Theme From Battery/

niedziela, 26 sierpnia 2007

I reminisce on park jams

Na pytanie czy ją znasz, odpowiadasz, że można tak powiedzieć. Że była twoją żoną przez ponad miesiąc. Nijak ma się to do sześciogodzinnego małżeństwa Valentina, ale on był bogiem. Ludzie wytrzeszczają oczy i kręcą głowami, ale starasz się nie przejmować się tym. Jest ciężko, wiem. Nigdy zresztą nie było łatwo, a już na pewno nie od rozpadu Fat Boysów. Wszystkie następne tragedie były jedynie logicznym następstwem tego wydarzenia.
Chciałbyś, tak jak i ja, usiąść w parku, z piwem i słuchawkami na uszach, wtłaczającymi w membranę ten wajb. Naprawdę brakuje mi tamtych czasów, kumasz. Głównie tego stanu umysłu, ale i swobody. Teraz też jest mnóstwo zajebistych rzeczy, ale nie jest lepiej. A skoro nie jest lepiej, to jest gorzej. Stagnacja koniec końców oznacza regres. Fuck that shit, word, word. Fuck that other shit.
Przy Free The Robots i Blue Herb mam stany ekstatyczne, ale płaczę przy Illmatic'u.
Brakuje mi słuchania muzyki, w pełnym tego słowa znaczeniu. Słuchawki, wytarte buty i cruising po mieście.
Just a state of mind.

sobota, 25 sierpnia 2007

appleseed

Całe lato tęskniłem za jabłkami. Soczystymi, twardymi, lekko kwaskowatymi - takimi, jakie nałogowo jadłem jako dziecko. To mój smak dzieciństwa, rozumiesz.
Bo do tej pory to te jabłka trochę po chuju były. Mało aromatyczne, niezbyt słodkie i niezbyt soczyste. Nawet nie można tego jabłkami nazwać.
Ten sam poziom pokrewieństwa, co wypociny Masłowskiej z literaturą.
A dobre jabłko to jest to.
Japko rocks.

sobota, 18 sierpnia 2007

on a train bound for nowhere

son, I've made my life of reading people's faces
and knowing what their cards were by the way they held their eyes
so if you don't mind my saying, I can see you're out of aces


-


where them years go?



/People Under The Stairs - Flex Off/

opowieść o Malinowym Ogrodzie

Bardzo ciężko jest mi ustać na nogach, głowa pulsuje tępym bólem, jestem odwodniony, który to już raz? Poluzowuję kołnierzyk, wypijam lampkę szampana jednym haustem, uśmiecham się do rodziny i podchodzę do kelnerki. Strzelam z flesza uśmiechem nr 1, tym zarezerwowanym dla kobiet, których nigdy więcej nie zobaczę, ekspedientek, kasjerek i właśnie kelnerek i wskazując na kieliszek pytam czy mogę wymienić pusty na jego pełnego kuzyna. Młoda dupa, uśmiecha się i podaje mi z tacy kolejną lampkę. Biorę dwie, odwracam się i wypijam na raz, od jednego przechylenia.
- Też sobie nie radzisz z życiem, co? - zagaduje mnie ulubiona kuzynka, starsza o paręnaście lat.
- A kto z nas sobie radzi? - odpowiadam trzaskając kolejny kieliszek.
Szampan stawia mnie trochę na nogi, jestem jako tako w stanie funkcjonować. Żołądek zaczyna powoli działać. Noc była ciężka, jak każda w tych czasach.
Cały klan zebrał się na spotkaniu, zjechali się z całej Polski. W garniturach i letnich sukienkach perorują o wszystkim i niczym, prawdziwe konsylium specjalistów w każdej dziedzinie. Ale zmieniłem się, widzę to, bo wtrącam się do rozmowy, opowiadam jakąś historię, zabawiam ludzi. Spoważniałem, tak mi się wydaje.
Na stole nie ma już żadnego alkoholu, a mnie dręczy kac-zabójca.
Ale przynajmniej się staram.

piątek, 17 sierpnia 2007

et de don

Przyszła do mnie o świcie. Usiadła na fotelu przy biurku i nachyliła się w moją stronę. Dmuchnięciem odrzuciła lok z czoła, pokręciła głową. Nie musiałem o nic pytać, żeby wiedzieć, że jest niezadowolona. Zawsze okazywała emocje, zresztą towarzyszy mi całe życie, odkąd pamiętam. Znamy się od zawsze.
Kręci jeszcze raz głową, a ja wiem, że to nie jest w porządku. Że nie powinno tak być, bo to głupie, bezsensowne i kompletnie nie fair. Ale jednocześnie nic nie mogę poradzić, bo to już nie zależy ode mnie. Nic ode mnie nie zależy.
Kiedy się budzę, jej już nie ma. Tylko w powietrzu unosi się zapach jej perfum, który tak dobrze znam.
"Ja pierdolę, zajebisty stuff" myślę, siadając na łóżku.



/
...And You Will Know Us By The Trail Of Dead

środa, 15 sierpnia 2007

wenecki nie-kupiec

Beżowy garnitur przysiada się bez słowa do stolika, obraca w sękatych dłoniach małe bolero, płynnym ruchem poprawia fular na szyi, zamawia latte. Jest ciepły, wenecki poranek. wspaniałe, posągowe miasto pokryte patyną czasu i gołębim gównem furkocze pracując na pełnych obrotach. Beżowy garnitur rozsiada się wygodnie na plecionym fotelu w najstarszej i najsłynniejszej kawiarni świata i przerzuca wzrok ponad brukowanym mostem z kiczowatymi gargulcami, na pośladki turystki w białych szortach. Uda mają złocisty odcień brzoskwini, boleśnie wrzynają się w ludzką świadomość.
Beżowy garnitur kręci głową z cichym westchnieniem, zapala camela i upija łyk kawy, przyniesionej właśnie przez kędzierzawego kelnera.
Jest wyśmienita.

środa, 1 sierpnia 2007

for a taste of your whiskey

lol wut?!

son, I've made my life of reading people's faces
jak Kerouac Jack, jeśli wiesz o czym mówię

you shook Sinatra's hand, you should know better
sierpień, kurwa

hold 'em rocks
for real it does

nie jest cool