czwartek, 11 czerwca 2009

I will let you down, I will make you hurt - oh yeah, I guess it makes me smile




Przy Nirvanie nie osiągam wcale nirwany, a żegnam się z życiem. Bez obaw, nie w tym sensie. Życie to dziwka, ale Boże broń, żeby dziwka wzięła ze mną rozwód. Jestem jeszcze w monogamii, więc nie flirtuję nawet ze śmiercią. To też rodzaj Randki w Ciemno. I tak grubasa wymienią za siedmiu innych. Tak to jest.
Opieram dłonie o umywalkę, patrzę spode łba w swoje odbicie. Kocham cię bardziej niż siebie - i tu nie różnimy się wcale. Ty też bardziej kochasz siebie niż mnie.
Nabrzmiewają Grona Gniewu, ale jeszcze nie Witaj, Śmierci. Nie powiesz o mnie "Buntownik Bez Powodu", choć może i mogłabyś, pogubiłem się już dawno temu. Mam kompas i mam wyznaczone azymuty, ale nigdy nie byłem w tym zbyt dobry. Jak Cobain jestem gorszy w tym, co robię najlepiej. I też czuję się z tego powodu błogosławiony. W pewnym sensie.
Dzień dobry panie Kesey, mówili mi MacMurphy.
To mój ostatni Lot Nad Kukułczym Gniazdem, to moja droga Stąd Do Wieczności, W Drodze Na Wschód Od Edenu, którą przemierzam W Poszukiwaniu Straconego Czasu. Tabula Rasa, piąteczka Ice.
Idę powoli, stawiając małe kroki, choć przecież wiem, gdzie idę.
Idę tam, gdzie mnie oczekują od lat, tam, gdzie mam zarezerwowane miejsce od chwili narodzin. Tam, gdzie wejdę po schodach z alabastru, przeciągając dłonią po gładkiej poręczy, gdzie stanę przed masywnymi drzwiami z mahoniu, nacisnę staroświecki dzwonek, a w drzwiach stanie James Dean i, kołysząc w dłoni lampkę koniaku, spojrzy mrużąc oczy, jak na srebrnym ekranie i zada jedno jedyne pytanie "Czemu tak długo, stary?"

and you could have it all, my empire of dirt