czwartek, 4 stycznia 2007

My poetry's deep, I never fell...

Nas is like... Half-man, half-amazing...
For real yo.
Sprawdziłem nowego Nasa i jest średniawy. Mocno. Chyba nawet gorszy od Street's Disciple, a to obok żenującego Nastradamusa najgorszy LP tego pana. Nie ma już tego "whoa", jest bez pierdolnięcia. Jakieś takie nijakie to.
Dlatego odpaliłem sobie Nas Is Like. "I'm like all the races combines in one man, like the '99 summer jam", wiadomo o co chodzi. Nieśmiertelny przejebany kozak.
Teraz leci remiks The World Is Yours, kawałek którym podnosiłem się na duchu w okresie maturalnym. Mistrz.
Dlatego lubię Nasa. Mam do tego skurwiela olbrzymi sentyment, choć od Lost Tapes perełki, które nagrał mógłbym policzyć na palcach obu rąk i wszystkich bym chyba nie zużył. Illmatic i chuj.
Ale dzisiejszy dzień i tak upłynął pod znakiem Pete Rocka. Absolutny mistrz. Wystarczy żebym odpalił T.R.O.Y. i wsiąkam w ten bujający wajb. Back On The Block, One In A Million, Carmel City, Take You There i mnie nie ma.
Czółko, jadę po ziółko.

środa, 3 stycznia 2007

You know, bullshit goes like this...

Yes, yes, fed up once again. "It's me, Jeru the Damaja..."
Chuj w twarz, kurwa. Wam. Jesteście bandą pierdolonych, obłudnych pojebów. No.
Rzygać mi się chce jak na niektórych z was patrzę.
A z tych amerykanizmów chce mi się śmiać. Bo, kurwa, śmieszni jesteście ponad wszelką miarę. "Luv" zamiast "love", "wit" zamiast "with", "bro" zamiast "brother", "doin'" zamiast "doing" i to wszechobecne "da". In da kurwa coś tam. Szkoda tylko, bando niedouczonych jaskiniowców, że, kurwa, po pierwsze: "in da Sopot"? Słyszał ktoś z was o nazwach własnych? I o tym że, kurwa, przed nazwami miast nie ma "the"? I po drugie wreszcie "in the house" to wcale nie znaczy, że ktoś jest w, kurwa, domu. Imbecyle.
Zakładacie czapki, wielkie koszulki Phata, polskie sneaki, szerokie spodnie, bluzy z kapturami, gibacie się do chujowych bitów, wielcy biali Murzyni. A jak komuś z was się powie, że James Brown nie żyje, to nie wiecie o co chodzi. Troglodyci, kurwa mać.
Uwielbiam takich jołjołów jak wy. Robiących crip-walk, onanizujących się przy powiewie amerykańskiego powietrza, przejmujących kretyńskie, wylansowane przez media manieryzmy, jarający się gównem gówien. Ja pierdolę. I tak się podniecacie tym całym śmiesznym hiphopem.
Wiecie do kogo mówię. You know who you are.
I dlatego przekaz będzie hamerykański, z posmakiem lansu, taki jaki lubicie.
Eat a dick up yo.
Tylko nie zostaw szminki.

PS: I co wy, kurwa, wiecie o Boogie Down. Albo Bedstuy.
PPS: Now a queen's a queen and... "Koniec trochę niesmaczny", jak powiedział Hamlet. Znasz Jeru, to wiesz o co chodzi.
PPPS: 99.9%. I nie tylko MC's.

poniedziałek, 1 stycznia 2007

It's the reason me, myself & I hate me.

Nie, nie mam refleksyjnego nastroju. Po prostu czuję się chujowo. Czuję się absolutnie gównianie, żenująco i jest mi wstyd. I biję się w pierś. Mea kurwa culpa.
Bezapelacyjnie był to najgorszy Sylwester w moim życiu. Zakurwiłem się jak pies, nie wiem nawet dobrze czemu, czym, kiedy i jak. I kurwa dlaczego.
Nic nie pamiętam.
Zero.
Chyba przestaję pić. Najwidoczniej zapomniałem jak to się robi.
Katuję w kółko Commona i wszystko mnie pierdoli.
2007 ssie - po same kule. To będzie chujowy rok, coś czuję.
Siedem chudych lat chyba jeszcze nie minęło.
Shit never stops. Nothing changes on the New Year's Day.
Over and kurwa out.