piątek, 13 listopada 2009

the other forty came with the grain, but then went against it


Nie mam zielonych dłoni od bilardowego sukna, nie mówię głosem żadnej generacji, a już na pewno nie mojej, nie znajdziesz mnie w żurnalu ani w telewizorze, przed nim zresztą też bardzo rzadko, nie wziąłem wszystkiego, co wiem, z google.com, nigdy nie grałem na giełdzie - prawdę mówiąc, w ogóle jej nie rozumiem - nie znam nazwisk polityków, nie znam nawet partii; nie wiem, co ile kosztuje, a jedyny kryzys jaki znam, to kryzys wartości.
Ale jeśli ty jesteś ósmym cudem świata, to ja jestem wszystkimi siedmioma.

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

przeczytaj, zanim zaczniesz ze mną rozmowę 2


NYC, Davis, Hendrix, Dean, Brando, Franc Fiszer, Brummel, fusion, panczlajny, live, Bitches Brew, A Love Supreme, buoyancy, Blade Runner, Peckinpah, Bogart, Ratpack, Skamander, Beat Generation, Kesey, Lost Generation, Black Thought, Złoty Róg, Aleksandria, Brooklyn, nostalgia, Tristan, noir, Fajeev, postmodernizm, follow upy, Coca Cola, Illmatic, Big L, ask Beavis I get nothing but head, espresso, laidback, mój cynizm, kołnierz kurtki, białe kicksy, słuchawki, ręce w kieszeniach, papierosy, piwo, sztuka to emocje, jazz, rap, Indiana Jones, SW, Doc Holliday, Harding, Schulmeister, Villon, Vidocq, Wilde, Yossarian, Ludwig Pursewarden, Kwartet Aleksandryjski, David Stein, kiedyś-malarstwo, morze, drapacze chmur, cisza, sklepy kolonialne, Jacek Karaszewski, Jack & Jones, koszule i krawaty, umiarkowany radykalizm, Morze Śródziemne, Meteory, Finlandia, Szekspir, Branagh i Jacobi, Pacino, Nicholson, O'Toole, Newman i Redford, up yours baby, synowie Lee Marvina, Jarmusch, Waits, technicznie, flashbacki i flashforwardy, foreshadowing, Sapkowski, Diuna, Vonnegut, kobiece pośladki, retro, komiksy, Blacksad, Order of the Stick, Marvin Gaye, Slug, Premo, Krush, Dylan, Pete Rock., R.A. u JMT, Hurt, Shelter From The Storm, Memory Lane, APT, just a state of mind, Fancy Clown, sample, inside joke, Black Star, muzyka, kuchnia, stare kino, a kto umarł, ten nie żyje, soundtrack do mojego życia, Pour Me Another, coś więcej, Kerouac, old times' sake, Black Adder, Sergio Leone, boombox, Vansy, kasety, wosk, piątki, ogarnięcie, Cassius Clay, dystans, noc, światła miasta, pasja, pętla z We're In Love, interesujące tematy, pamięć, Belkar, the bartender knows me by my real name, Kastor, longsliwy, zimny prysznic, koncert w bramie, głęboki wdech, zmrużone oczy, chodnik pod butami i ja.



To jest fajeev. Resztę pierdol.

przeczytaj, zanim zaczniesz ze mną rozmowę



Grafomani, kryzys, koniec świata, masoneria, lobby, illuminaci, Richard Gere, Sandra Bullock, Bruce Payne, Jennifer Lopez, Salma Hayek, Adam Sandler, Helen Hunt, edukacja, rurki, lans, clubbing, Manda, studenci, pojęcia "emo", "mainstream", "komercja", portale społecznościowe, polskie demotywatory, suche żarty, nudne opowieści, brak puenty, brak polotu, intelektualiści, off, raperzy, groszowi biznesmeni, literaci, Masłowska, bracia Mroczek, telewizja, I'll Be Missing You, stacje radiowe, nalepka ZAiKSu, Jacek Cygan, młody Koterski, polskie kino od tylu lat, głupota, schematyczność, ignorancja, psychofani, INTERNAUCI, koszulki klubów piłkarskich, jukendens, yuppie, baletki, polityka, prasa, komedie, dramaty, sensacja, kino niezależne, unikatowość, begi, manie, mody, trendy, wieczne zasłanianie się gustem, BULLSHIT Z TWOICH UST, odór naftaliny, MUZYKA PUSZCZANA Z TELEFONÓW, iPody, iFołny, iChuje, znawcy, koneserzy, niedoinformowanie, SĄDY I OPINIE, OSTR najlepszy polski raper, internetowe świeczki, Magik R.I.P. ;(, żargon, Generacja Nic, meląż, praca, uczelnia, kolokwia, Erasmus, polski słuchacz, przemyślenia, artyści, POPKULTURA, Timbaland, Akon, szołbizek, Londek, JP-CHWDP-ACAB, Świat Według Kiepskich, Bundy, Ali G, pizza z keczupem, bragga inne niż moje słuszne, kulty, dzieci, egzaltacja, spagetti, yo, target, sens, performance, informatycy, swetry, piwo w puszce, ciepła wódka, kapary, Amerykanie są głópi, MASSMEDIA, work-buy-consume-die, debile, kurwy i złodzieje, Ty, LUDZIE, wszystko.





Wkurwiłem się.

niedziela, 30 sierpnia 2009

mam dla ciebie dedykację - spierdalaj



Jak w temacie.
Chyba zostanę slamerem. Saul Williams tak zaczynał.

Marvin Gaye - Let's Get It On

wtorek, 18 sierpnia 2009

I need the old blade runner, I need your magic



Dym z papierosa unosi się wąską smużką, rozwiewaną pod sufitem przez buczący wentylator. Oprócz tego buczenia jest wręcz nienaturalnie cicho. Jak w grobowcu.
Zaciągam się i odchylam w fotelu. Patrzę na prawą dłoń na oparciu, spowitą dymem i pustą filiżankę po kawie. Jarmusch miał rację, myślę, choć nie widzę Murray'a spieszącego z dzbankiem. A ona nie jest RZA, choć ja mogłem chyba kiedyś być geniuszem.
Gaszę papierosa w popielniczce, dokładnie i starannie, jak zawsze. Wciąż karmię się ułudą. Jeśli odłożę go do popielniczki, jeśli dokładnie go zgaszę, jeśli umyję ręce, nie będę śmierdział. Głupi jestem. To mój flavor odkąd skończyłem siedemnaście lat.
Mogę wytrzymać jej wzrok, tak jak mogę wytrzymać pierwsze siwe włosy, drżenie rąk i "kiedyś było inaczej". Każdy wie, że kiedyś było inaczej, ale mało kto wie, co to tak naprawdę znaczy.
Wstaję, całuję ją w policzek i zakładam kurtkę, zwyczajowo stawiając kołnierz.
- Wiesz, że przypominasz mi mnie? - pytam.
Uśmiecha się lekko, odstawiając filiżankę na spodek.
- Dziękuję.
Odpalam papierosa, chowam paczkę do kieszeni skórzanej kurtki, wypuszczam kłąb dymu.
- To nie był komplement - mówię w drzwiach i wychodzę na ulicę, zanurzając się w brudne, tętniące życiem serce miasta.
Choć wciąż jest lato, dla mnie właśnie zaczęła się jesień.
Żegnaj i witaj, jak zawsze.

wtorek, 14 lipca 2009

pieprz się, nie dostaniesz moich pieniędzy




Przy tych rzadkich okazjach, kiedy go spotykam, kiwamy sobie lekko głowami, ściskamy dłonie i przez jedną krótką chwilę mierzymy się wzrokiem. Miałem ją przed tobą, mówi jego spojrzenie. Być może, myślę, trzymając rękę w kieszeni i bawiąc się kluczami. Być może. Ale teraz jest moja - a tylko to się liczy. Warga mi lekko drży, kiedy rozciągam usta w uśmiechu. Zresztą, myślę, nigdy nie miałeś jej tak, jak ja, cieniasie. Nie wiem, czy potrafi rozczytać to spojrzenie. I prawdę mówiąc, w ogóle mnie to nie obchodzi.
Zamykam oczy i odchylam się w fotelu, rozkoszując słońcem. Nie jest to ostatni powiew lata, nie jest też pierwszy. To gdzieś pomiędzy, ale jeszcze mnie nie nuży.
Kobiety jedzą lody w niezwykle erotyczny i sugestywny sposób. I nawet o tym nie wiedzą.
Tenis, bilard, sauna i kawa na tarasie z widokiem na skąpane w słońcu jezioro. Mimo wszystko wciąż częściej zaciągam się papierosem, niż hajlajfem.
Pieprz się, nie dostaniesz moich pieniędzy.



PS: Nigdy nie nosiłem okularów, nigdy nie przestąpiłem progu Polibudy i nie mam zielonego pojęcia o informatyce, leję na postmodernę, a bulwar jest blogiem. Dziękuję za uwagę.


czwartek, 11 czerwca 2009

I will let you down, I will make you hurt - oh yeah, I guess it makes me smile




Przy Nirvanie nie osiągam wcale nirwany, a żegnam się z życiem. Bez obaw, nie w tym sensie. Życie to dziwka, ale Boże broń, żeby dziwka wzięła ze mną rozwód. Jestem jeszcze w monogamii, więc nie flirtuję nawet ze śmiercią. To też rodzaj Randki w Ciemno. I tak grubasa wymienią za siedmiu innych. Tak to jest.
Opieram dłonie o umywalkę, patrzę spode łba w swoje odbicie. Kocham cię bardziej niż siebie - i tu nie różnimy się wcale. Ty też bardziej kochasz siebie niż mnie.
Nabrzmiewają Grona Gniewu, ale jeszcze nie Witaj, Śmierci. Nie powiesz o mnie "Buntownik Bez Powodu", choć może i mogłabyś, pogubiłem się już dawno temu. Mam kompas i mam wyznaczone azymuty, ale nigdy nie byłem w tym zbyt dobry. Jak Cobain jestem gorszy w tym, co robię najlepiej. I też czuję się z tego powodu błogosławiony. W pewnym sensie.
Dzień dobry panie Kesey, mówili mi MacMurphy.
To mój ostatni Lot Nad Kukułczym Gniazdem, to moja droga Stąd Do Wieczności, W Drodze Na Wschód Od Edenu, którą przemierzam W Poszukiwaniu Straconego Czasu. Tabula Rasa, piąteczka Ice.
Idę powoli, stawiając małe kroki, choć przecież wiem, gdzie idę.
Idę tam, gdzie mnie oczekują od lat, tam, gdzie mam zarezerwowane miejsce od chwili narodzin. Tam, gdzie wejdę po schodach z alabastru, przeciągając dłonią po gładkiej poręczy, gdzie stanę przed masywnymi drzwiami z mahoniu, nacisnę staroświecki dzwonek, a w drzwiach stanie James Dean i, kołysząc w dłoni lampkę koniaku, spojrzy mrużąc oczy, jak na srebrnym ekranie i zada jedno jedyne pytanie "Czemu tak długo, stary?"

and you could have it all, my empire of dirt

niedziela, 31 maja 2009

jestem zbyt stary, żeby wierzyć, że w tym wszystkim jest jakiś cel


Mógłbym napisać tu wszystko, tylko nie wiem po co.
Dziękuję.


Jerry Goldsmith - Love Theme From Chinatown [Chinatown OST]

czwartek, 14 maja 2009

truth and beauty are in the eye of the beholder



Jak większość z nich, patrzy na mnie długo i uważnie. Nie porozumiewawczo, jak Ingrid Bergman z ekranu, a zupełnie inaczej. Badawczo, spokojnie, nieco cynicznie. I już wiem, że mu nie powiem.
Wcale mi się nie podoba, nawet jej nie lubię. Nie czuję do niej żadnego pociągu fizycznego, jest zwyczajnie nieatrakcyjna. Nijaka. Uosabia wszystko to, czym gardzę, czego nienawidzę. Gdyby zależało to ode mnie, eksterminowałbym takich ludzi bez mrugnięcia okiem.
Ale mimo to wiem, że nigdy mu nie powiem. Zaszachowała mnie tym spojrzeniem, choć tak naprawdę to ja mam ją w garści, nie ona mnie. Jest zbyt mikra umysłowo na kogoś takiego jak ja. Tacy ludzie są jak karaluchy - są ich tysiące, niewiele myślą i łatwo ich rozgnieść stopą. Ale, na Boga, to oni przetrwają kataklizm nuklearny. Nie sposób nimi za to nie gardzić.
Nigdy mu tego nie powiem i ta mała zdzira zdaje sobie z tego sprawę, widzę to w jej oczach. Bez problemu wyczytuję z nich TO NASZA MAŁA TAJEMNICA. Gdyby znała mnie lepiej mogłaby wyczytać z moich MAM TO GDZIEŚ, DZIWKO.
Musi nieźle robić loda, inaczej pewnie starłaby niejeden wibrator. Nie ma w sobie nic atrakcyjnego, chyba wolałbym zerżnąć Elvisa niż ją.
Gaszę papierosa i wstaję z pogardliwym uśmiechem tańczącym na moich wargach. Górna, lekko zdeformowana, wydyma się szyderczo, ale nie sądzę, żeby to widziała. A jeśli nawet, nie dbam o to. Gdyby nie ta rozcięta kiedyś warga, miałbym dużo węższą gamę brzydkich uśmiechów. Dziękuję, tato. To mój talizman.
Wybacz, stary, myślę i zamykam za sobą drzwi.

sobota, 18 kwietnia 2009

God damn it, I'm back to demand - and this time, for good


Też się trochę zaplątałem w swetrze, ale już następny tekst zacznę od "ja".

Wracam do formy jak babka z piasku na rewindzie.


/Brother Ali - The Truth Is

poniedziałek, 9 marca 2009

centaury grają funk



Wysikałem się, zastanawiając czy androidy śnią o elektrycznych owcach i zapiąłem rozporek. Nigdy nie wchodzę do knajp z pełnym pęcherzem. Takie skrzywienie zawodowe. Frances, moja była żona, zawsze pytała z uśmiechem, który zawód mam na myśli. Wiem już, że jej nie lubię, nie tylko za to. Ale w końcu kto lubi swoje byłe?
"Baliseta" jak zwykle przywitała mnie rozchybotanym, mrugającym, czerwonym neonem. Odmrugnąłem, wspiąłem się po blaszanych schodach, dudniąc ciemnożółtymi półbutami, i wszedłem do środka. Lokal był wypełniony niemal po brzegi, zasnuty dymem z papierosów, cygar i nargili. Tak było zawsze w te dni, kiedy grali protojazz. Czyli mniej więcej codziennie.
Przepychałem się przez tłum, świadom wrażenia jakie zazwyczaj wywieram na ludziach. I nie tylko ludziach. Starałem się nosić w stylu sportowej elegancji - krótko mówiąc, byłem przerażająco niemodny. Wyglądałem jak postać ze starego filmu, jeszcze sprzed wojny. Ale tutaj, w "Balisecie", nie wyróżniałem się z tłumu. Wręcz przeciwnie, byłem szary i bezbarwny, pomyślałem patrząc na stworzenie wyglądające jak czteroręki Billy Bob Thornton. Stwór z maestrią żonglował czterema kuflami stouta. Sądząc po głupawej minie albo to nie była jego pierwsza taka kolejka, albo był zwyczajnie upośledzony. Obstawiałem raczej to drugie. W końcu po kimś, kto ma cztery ręce, można się spodziewać najgorszego.
W końcu wyrwałem się z plątaniny rąk i nóg i osiadłem na stołku barowym, ledwie wyprzedzając Skrzypiącego Ebba. Pokazałem Ebbowi środkowy palec i zamówiłem u barmana podwójny cydr. Zmierzył mnie podejrzliwie wzrokiem, zastrzygł kozimi uszami, ale nic nie powiedział. Ze stukiem postawił kufel na odrapanym barze i pienistą strugą zaczął lać do niego piwo.
Skrzypiący Ebb zakolebał się na drewnianych nogach, skrzypiąc niemiłosiernie. Tak, na drewnianych. A myśleliście, że dlaczego nazywają go "skrzypiącym"?
- Co nowego, James? - spytał, śmiesznie podskakując.
- Nic się nie zmieniło, Geppetto. James Dean dalej nie żyje.
Skrzypiący pokiwał głową, całkiem jakby wiedział kim był James Dean. Przez moment ogarnęła mnie złość na tę cholerną dziurę z protojazzem, na tę platformę wiertniczą leżącą daleko poza Pasem Oriona i wreszcie na całą cholerną galaktykę. Po raz kolejny poczułem potrzebę wyrwania się stąd. Barman podał cydr i mi przeszło.
Skrzypiący gdzieś się oddalił na drewnianych kulasach, więc pociągnąłem spory haust piwa i skupiłem się na muzyce. Nie myślcie, że Skrzypiący Ebb stracił nogi na wojnie czy coś podobnego. Urodził się właśnie taki, z drewnianymi nogami. No, wtedy był pewnie trochę mniejszy.
Grupa fioletowoskórych obdartusów z koszmarnymi krawatami grała protoswinga jak by nie miało być jutra. Brzmiało to jak Billie Holliday na anielskim pyle, ale ludziom się podobało. Obcym też. Kiwali z aprobatą czułkami, macki drżały im z ekscytacji, podczas gdy wlewali w siebie kolejne pinty lagera.
Gdy zwalisty frontman z kością w nosie i idiotyczną zieloną fryzurą, co kojarzyło mi się z Hulkiem, grał świdrująca i długo za długą solówkę na rogu, pomyślałem o moim przyjacielu ajatollahu, który pewnie siedział teraz na swojej sofie z chmur. Dawno temu zastanawialiśmy się, czemu do "Balisety" nie wpada Gurney Halleck. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że to, że jest postacią fikcyjną, nic jeszcze nie znaczy. Często postacie fikcyjne są bardziej rzeczywiste od prawdziwych. Dziwne, że takie rzeczy zawsze przychodzą do głowy w najmniej oczekiwanych momentach.
Hulk skończył grać no rogu, rozległy się brawa, gwizdy i pohukiwania, na scenę posypały się kwiaty, szklanki i niedopałki. Grupa pijanych orogów z Alfa Centuri cisnęła w Hulka żywą kozą. Byli jednak pijani i haniebnie spudłowali. Przeraźliwie mecząc koza przefrunęła przez scenę i grzmotnęła na deski, zmiatając z podestu perkusistę wraz z bębnami i kontrabasem. Nigdy nie dowiedziałem się, jak udało im się wnieść kozę do "Balisety", bo natychmiast zostali wykopani oknem przez lokalnego wykidajłę, Morley'a Dotesa. Dotes był niegdyś słynnym na całą galaktykę ochroniarzem, wykopywał podobno nawet z Cesarskiego Pałacu na Niebiańskich Schodach. Teraz jednak był tutaj, na zatraconym końcu świata, podobnie jak ja i wielu innych.
Gdy dopijałem cydr zaczepił mnie siwowłosy Pike Bishop z nastroszonymi wąsami i dziurą po kuli w policzku. Jak zwykle towarzyszyli mu Rycerz Smętnego Oblicza i Trout w swoich cytrynowożółtych ogrodniczkach.
- Nie mam czasu, Pike.
Trout podskoczył w miejscu i podciągnął spodnie.
- Mamy do ciebie biznes, Latrell.
- Przeszedłem już na emeryturę, mówiłem.
Rycerz Smętnego Oblicza zrobił jeszcze smętniejszą minę i rozłożył ręce.
- Wylali nas z roboty, James.
Bishop spojrzał na mnie błagalnie, jak bym był w stanie coś poradzić. Pewnie myśleli, że mają przed sobą pieprzonego Copperfielda. Albo innego Houdiniego.
Dopiłem cydr i odstawiłem kufel na blat.
- Nostradamus to przewidział - powiedziałem, wstając.
I tak ich zostawiłem, z rozdziawionymi gębami. Niczego się nie nauczyli i niczego nie zapomnieli, pomyślałem za Talleyrandem. Ale o ile do zapominania zbyt wiele nie mieli - bo i umieli niewiele - to do nauczenia jak najbardziej.
Ujrzałem siedzącego w kącie Ahaba, kapitana Flory Imperialnej, który obracał w dłoniach jakiś bibelot. Już miałem podejść do niego i spytać jak idą łowy na "Moby Dicka", gdy impresario imitujący Franka Sinatrę zapowiedział band centaurów z Zewnętrznych Rubieży. Końskie chłopaki błyskawicznie się rozłożyły ze sprzętem, dzwoniąc dzwoneczkami, wzięły parę akordów. Goście z zainteresowaniem spoglądali na scenę, w końcu nie tak często spotyka się dziś centaury. Do tego zarabiające na kieliszek chleba graniem jazzu. Lub czegoś w tym stylu.
Jeden z centaurów, z brodą splecioną w dwa warkocze, tupnął kopytem i zaczęli grać. Czteroręki Billy Bob Thornton wypuścił wszystkie cztery kufle, siwowłosy Pike Bishop jeszcze bardziej zjeżył wąs, a noszący garnitur w prążki meloman Harmonica Joe wybałuszył oczy i jęknął.
Bo centaury grały funk.

sobota, 7 marca 2009

(Mc)Laughlin Out Loud, burzę czwartą ścianę.



Junes nawarstwia brud, ja piszę, jakbym boksował się z Alim. Cały czas poza moim zasięgiem.
Pięć razy próbowałem napisać jedną scenę. Drugą napisałem chujowo, choć jest naprawdę świetna. Mój najbardziej drewniany dialog. Muszę strzepnąć kurz z ramion, prędzej czy później. Obawiam się jednak, że raczej później.
Gubię się technicznie. Foreshadowing i MacGuffiny mnie zjadają. Spluwa Czechowa mnie rzuca na deski.
Nie jestem Zelaznym ani Martinem. Zaakceptuj to.



Ale w końcu nie jest aż tak źle, widziałeś Miasto Boga.

poniedziałek, 16 lutego 2009

in your face



FayNje i wogle kuL Ze Ljl WWWWWAyNe FFydaYe nowA puytH i woglLlL bO ma ffFAyne BJThy a BBbbbjth thO JEeeeEst zycyy nA pShyquaAAAAD tHAq 50 CeNTh tO Jooos NJe jEsTH MOyjm zycjem, BbbBo Ma slab bJThy tO ZNatsh Thaqje juZ NjE NOfe a WAYNe ma noFfE i fFogLEe Ty ejj.



TOUCHÉ