wtorek, 1 lipca 2008

I stood looking at my former hood, felt the spirit in the wind




Otwieram kolejne piwo, podpieram głowę dłonią. Nie dajcie się zwieść pozorom. Ja nie słucham muzyki. Ja podróżuję w czasie. Te słuchawki w moich uszach umożliwiają mi kontakt z moim wewnętrznym "ja" sprzed lat. Gdy się do nich dostroję, mogę się znaleźć w dowolnym miejscu i czasie. Jasne, na chwilę tylko. Ale ilu z was to potrafi?

Patrzę na samego siebie sprzed wielu, wielu lat. Idę wolno zaśnieżonym chodnikiem, ręce wbite w kieszenie, głowa wciśnięta w ramiona, ale to i tak mierna ochrona przed zacinającym śniegiem. Naciągam kaptur, na dłoni mam rękawiczkę bez palców. Trochę ludzi później w takich chodziło, z tego co pamiętam.
Nie stawiam jeszcze kołnierza, bo nawet go nie mam. Mam puchową kurtkę, w kolorze beżu albo kawy z mlekiem, zapiętą pod szyję, bo skurwysyńsko wieje. Jeszcze nie lubię szalików, jeszcze jestem gnojem, któremu wydaje się, że jest kuloodporny, że jest nieśmiertelny, wyjątkowy, jeden na cały świat i że absolutnie wszystko może. Lata później, też zimą, oddam kurtkę bezdomnemu na parkingu.
Może i nie mam najszerszych gaci w mieście, ale tak się czuję, rozumiesz? Nie taguję, nie trzaskam brejka, nie drapię płyt, ale to brzmienie w moich słuchawkach pozwala mi sie czuć bogiem. I jaram się, kurwa, naprawdę się jaram, jak nigdy wcześniej i nigdy później. Bo nigdy nie będę się jarał tak Opusem czy Burialem, jak wtedy Wu-Tangiem czy Nasem. To zupełnie inny level. Tak jakby wtedy średnie rzeczy były lepsze niż dobre dzisiaj. Czuję się jak relikt.
Wiatr dmie, przenika do szpiku kości, ostre jak brzytwa drobinki śniegu sieką w twarz. Ale nie wracam do domu, to moja chwila z absolutem. Moja nirwana. Gdybym wiedział, jak to wszystko się potoczy, jak prędko te momenty zostaną zdeprecjonowane, robiłbym to częściej. Mam ochotę na papierosa, ale powstrzymuję się. Nie udałoby mi się zapalić. Zbyt mocno wieje.
To utwór przy którym spalę potem najwięcej papierosów, który zawsze będzie mnie rozbijał na atomy, track wszech czasów, z tym loopem bardziej niesamowitym niż całun turyński - numer, przy którym będę jarał podczas burzy, numer, przy którym będę do piątej rano pił szampana na molo, numer, który...

Takich utworów jak te, nie słucha się w jakimś konkretnym celu. Ale też nie słucha się ich tak po prostu. Niby nie wiadomo czemu mają służyć, ale czy tak naprawdę to ma jakiekolwiek znaczenie? Czy wszystko na tym świecie musi mieć jakiś konkretny cel?
To już nie wróci.
Serio.
Dlatego rozpaczliwie staram się chwytać choćby strzępków tego wszystkiego, jak tonący brzytwy. Nawet okruchy wspomnień tamtego stanu umysłu pozwalają mi wejść na chwilę na wyższy poziom. Czuję się wtedy tak, jak kiedyś.
Każdy ma swoje własne demony, rajt? Ja moje karmię takimi chwilami.

Tracę polot, wiesz?


/Nas - Memory Lane (Sittin' In Da Park)