wtorek, 31 lipca 2007

spóźniony wtorek

Drapię się w policzek i próbuję skoncentrować. Zostało mi dziewięć dni, a w głowie mam kompletną pustkę. Wciąż, pomimo usilnych prób, nie mogę się ogarnąć i wrzucić wyższego biegu. W końcu podjąłem decyzję odnośnie rzucenia pracy, która sprawiała, że byłem poirytowany i wkurwiony.
Staram się regularnie upijać, z pozytywnym rezultatem.
Wytraciłem gdzieś pokłady energii, odnalezione pod koniec roku akademickiego. Zatoczyłem koło i wróciłem do marazmu, co mnie poniekąd przeraziło. Jak zwykle przerażenie wzbudziło potem moją wesołość. Typowe, kurwa.
Wyjazd odbył się pod znakiem starego niebieskookiego Francisa Alberta, który w pasiastym garniturze spoglądał na nas przez wymiary i uśmiechał się z zadowoleniem - a przynajmniej taką mam nadzieję. Następny będzie El-P. To znaczy Elvis.
"Każdy rozsądny człowiek powinien lansować kilka wymyślonych przez siebie teorii, z którymi w żadnym stopniu się nie zgadza."
Brzmię coraz bardziej jak Wilde, prawda?

"Są tylko dwa miejsca, w których można odnaleźć całkowitą prostotę - cmentarz i klub ze striptizem. Jak już znudzą ci się cmentarze, spróbuj klubów.

sobota, 7 lipca 2007

superegotrip

Brama i najlepszy performance ever, bez instrumentów.
Jedność z muzyką. Byłem jak Red Hoci i orkiestra symfoniczna w jednym.
Jak Dali, tyle że bez wąsów, toczę wzrokiem wokół i napierdalam takie riffy, że nie uwierzysz.
Fowistyczny bas i kubistyczna gitara, tak to wyglądało. I głos Boga.

Trip, jednym słowem.
I to jaki.



/Blue Skies Black Death - They Came Around/


PS: Carmen Queasy mnie zniszczyło. Przenicowało i przewlekło na drugą stronę, ja jebię. P-r-z-e-m-i-s-t-r-z.

piątek, 6 lipca 2007

Shelter From The Storm [Alternate Casablanca Take]

Casablanca, kurwa.
Ze wszystkich knajp, we wszystkich miastach, na całym świecie, ona wchodzi do mojej.
Było to absolutnie nieprawdopodobne, ale mogłem się tego spodziewać. To nie mogło się tak skończyć.
I nie skończyło.
Wyglądała świetnie. Czas był dla niej bardzo łaskawy. Dla mnie mniej.
Jej oczy straciły trochę ze swej wesołości, nabrały za to mądrości i głębi. Dżinsy, oliwkowa kurtka, niski obcas. Wyszlachetniała i spoważniała, ale wciąż zdarzało jej się rzucać spod jasnej grzywki filuterne spojrzenie małego chochlika, jak przed laty. Dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażałem.
Ramieniem obejmował ją wysoki blondyn w letnim garniturze, biznesmen czy prawnik. Człowiek sukcesu. Władczy, pewny siebie sukinkot z wypchanym portfelem, pasujący tu jak tort weselny w masarni.
Zauważyłem ją w tym samym momencie, co ona mnie. Zamówiłem jeszcze jednego podwójnego burbona i zaciągnąłem się camelem.
Próbowałem pić daiquiri i być Hemingwayem, ale się nie udało. Kurewsko ciężki kawałek chleba. Whiskey miała lepszy, bardziej cierpko-gorzki smak. Jak moje samopoczucie.
Kiedy weszli do knajpy, on, dżentelmen, oczywiście przytrzymujący drzwi i puszczający ją przodem, Sam akurat kończył grać (czemu, kurwa, Sam? życie kopiuje sztukę częściej niż nam się wydaje).
Grał "Shelter From The Storm" Dylana, utwór, którego ona nie lubiła, a ja kochałem. Zawahała się, ale nie mogła udać, że mnie nie zauważyła. A ja nie mogłem się nie uśmiechnąć, bo gdy szła w moją stronę, Sam śpiewał ostatnią zwrotkę.
"Beauty walks on a razor's edge, someday I'll make it mine, well, I'm living in a foreign country but I'm bound to cross the line, If only I could turn back the clock to when God and her were born, "Come in" she said "I'll give you shelter from the storm".
Wiedziałem, że tego na pewno nie powie.
Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy bez słowa. Nadziany sukinkot stał trochę z boku, zagubiony i niepewny, co sprawiło mi wielką przyjemność.
- Czas ci służy - odezwałem się wreszcie.
- Tobie też - skłamała.
Nie wygladam wcale dobrze, wiem o tym. Ale to nie pierwsze jej kłamstwo, więc co to za różnica?
Znów patrzymy sobie w oczy, ale kontakt jest płytki i powierzchowny. Nie mamy o czym rozmawiać. Po tylu latach nie mamy sobie nic do powiedzenia.
Spacerujemy nabrzeżem, jest chłodno jak na tę porę roku. Odstawiła nadzianego sukinkota do hotelu, wstawiając mu zapewne jakąś banalną gadkę, jak zawsze.
Al Iskandariyah.
Próbujemy szczerze porozmawiać, otrzymujemy substytut rozmowy. Tak naprawdę żadne z nas tego nie chce.
Przez moment myślę, że przyjechała tutaj, na drugi koniec świata by mnie ściągnąć, bo mówi:
- Wróć do kraju. Ludzie tego chcą.
Uśmiecham się smutno i wciągam dym do płuc.
- Ludzie czy ty?
Ucieka ze spojrzeniem na bok, dowodząc że jednak traci klasę. Kiedyś kłamała bez zająknienia, bez mrugnięcia okiem.
- Wszyscy chcą.
- Wrócę - kłamię.
Całuje mnie w policzek na pożegnanie i wraca do hotelu, ja zrobić tournee po tawernach.
Nigdy więcej się nie spotkaliśmy.



/The Beat Konducta - Sitar Ride/

quest-love/ions

Zestaw pytań na dziś:

1. W jakim modelu Nike'ów chodził Sinatra?
2. Czy Kerouac jadał w KFC?
3. Kto był pierwszym twórcą awangardowym w historii?
4. Kiedy uwolni się roboty?
5. Gdzie jest jutro?
6. Czy Jezus wróci w glanach?

Odpowiedzi proszę zaznaczyć czarnym cienkopisem na arkuszu odpowiedzi, kartkę zgiąć na pół i wrzucić do urny. Urna jedzie do dakarskiego zoo, jako prezent od bratniego narodu polskiego.
Dziękuję za uwagę.


/Maxim - Scheming/

czwartek, 5 lipca 2007

times they are a-changin' po raz again

Ludzie, których kiedyś wielbiłeś i uważałeś za absolutnie genialnych, wydają ci się teraz całkiem przeciętni. Kiedyś można było za nich oddać życie, teraz są zwykli i prozaiczni. Jakby nie mieli tego czegoś, kurwa, ja pierdolę...
Now...
To ja się zmieniłem czy Ty, kurwa?
Times are strange, indeed.
Ja chyba nie.
Chyba, kurwa, nie...
Może jak Ja.Ke. zapiję się na śmierć. Bo w sumie czemu nie?
AS the present now will later be past...


W drodze.


/Free The Robots - Yoga Fire/

środa, 4 lipca 2007

All Along The Watchtower

Musi być stąd jakieś wyjście - powiedział Joker do Złodzieja.
Złodziej nie skomentował, dalej stał oparty o swojego choppera, w lekceważącej pozie, spowity papierosowym dymem. Złodziej nie odpowiadał zbyt często. Miał to w dupie.
Dżoker uniósł do czoła dłoń w rękawiczce bez palców i zmierzwił rude włosy.
Poprawił kołnierz płaszcza i oparł nogę o motor.
- Potrzebuję spokoju, człowieku.
Złodziej strzelił kiepem do kałuży kilka metrów niżej w głąb kanionu.
- To typowy przykład wyzysku człowieka. Bogaci frajerzy piją mój alkohol, pierdoleni potentaci zabierają mi ziemię. Nie mają pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, kurwa.
- Nie podniecaj się tak - łagodnie powiedział Złodziej. - Przecież życie to tylko żart, dobrze o tym wiemy.
Wyprostował się, otrzepał z pyłu skórzaną kurtkę.
- Przeszliśmy przez to całe gówno, jesteśmy już ponad tym, człowieku. Dobra, koniec tego pierdolenia. Zaczyna się robić późno.
Wsiedli na choppery i wyjebali z tej dziury.


Wyplułem to jak flegmę. Powyższe jest zrobione z naprawdę dziwnej substancji.
Aż sam się zastanawiam.

-

I GET A KICK OUT OF YOU
Swoją droga ciekawe o jakie kicksy Francisowi chodziło. Pewnie o jakieś dunki.

/The Opus - Underearth/


PS: James Bond powróci w filmie "From Rasiak with Love", if you ask me.

wtorek, 3 lipca 2007

The Roots, The Roots is on fire

Nad Babimi Dołami unosił się duch Hendrixa. Tysiące ludzi brodząc w błocie, z opaskami na rękach i chrzczonym piwem w plastikowych kubkach, nie zdawały sobie z tego sprawy. Zawsze gdy używa się Star-Spangled Banner w celach antywojennych, Jimi poprawia czerwoną opaskę i leci na obchód. Zobaczyć co i jak, kumasz.
Tak jak było na Rootsach.
Rozjebali. Absolutnie, dokumentnie i całkowicie, kurwa, genialnie. Wdeptali mnie w błoto, co najmniej jedną rzeczą. Cały performance był niesamowity, nie tak energiczny jak Beastie czy Muse, ale nie o to chodzi. Jeden moment przeważył, że to Rootsi dla mnie byli najlepsi na całym Open'erze.
Jak zagrali "Masters of War" Dylana na melodię hymnu amerykańskiego.
Kurwa mać.
Ludzie nie wiedzieli co jest grane.

Come, you masters of war...
You that build the big guns,
You that build the death planes
You that build all the bombs,
You that hide behind walls
You that hide behind desks
I just want you to know
I can see behind your masks...

You that never done nothing
But build to destroy
You play with my world
Like it's your little toy
You put a gun in my hand
And you hide from my eyes
And you turn and run farther
When the fast bullets fly...

Like Judas of old
You lie and deceive
The world war can be won
You want me to believe
But I see through your eyes
And I see through your brains
Like I see through the water
That runs down my drains...

Stałem trzymając się za głowę, po plecach przechodziły mi ciarki. Poczułem, że mam namiastkę tego, co ludzie na Woodstocku, back in the days.
A Hendrix kiwając głową zaciągał się jointem i obserwował ludzi z góry.


Link:
http://www.sendspace.com/file/1rk7g9