czwartek, 14 czerwca 2007

okrutny okruch życia

Kawa jest mocna i słodka, a contrario, tak jak gorzka jest letnia sesja. Z mlekiem.
Kawa, nie sesja.
Sąsiadka-szprycha wróciła. Spróbuję ją zaciągnąć do łóżka, jak następnym razem przyjdzie zapłacić za miejsce parkingowe. Co mi szkodzi.
Heroes III zamiast prawa karnego, kafle na balkonie klejące się od piwa, All Along The Watchtower, okruchy życia.
Coraz płytszy oddech, nienaturalnie skrócony i ucięty. Byle do piątku, myślę patrząc na zegarek. Unikam spojrzenia na podręcznik do karnego, ale nic z tego. Przyglądamy się sobie, mierzymy się wzrokiem. Jestem twardy, przetrzymuję skurwiela. Nie ze mną te numery, cegło. Twoje pół tysiąca stron nie robi na mnie wrażenia, jestem jak Eastwood w dolarowej trylogii. Książka flaczeje, kurczy się w sobie i chowa się głęboko w okładce. Jak ślimak.
Ale wiem, że to półśrodek, że jeszcze tej nocy skurwiel wygra. Bo to nie zależy już tylko ode mnie.
Miko Miyazaki nie żyje. Szkoda, że tylko Miko.
Mia Wallace nie musi umierać na trawniku, żebym miał przejebane jak bąk. Literally.
Nie tak jak Vincent co prawda, ale zawsze, kurwa, jednak.
Wszystko płaskie, kiczowate i znajome, jak Wolfenstein 3D.

Co naprawdę powiedział joker do złodzieja?

2 komentarze:

af. pisze...

nie wiem stary, ale jaram się wpisem. kurwa ja co roku przetrzymywałem podręcnziki, ale w tym roku przegrywam z pracą. sajgon, sajgonki i sterta rupieci w głowie. balkon się nie lepi, ale palce od zioła już tak.

czy to jest poważne?

na chuj powaga.

af. pisze...

te kurde uruchomilem leona.