czwartek, 7 czerwca 2007

Simple Twist of Fate

BLVD, Odsłona #1

Jednak według większości opowieści wszystko zaczęło się na nadmorskim bulwarze, rozciągającym się niczym wstęga wzdłuż wybrzeża. Podczas burzy fale wściekle tłukły o betonowy mur, przy lekkiej bryzie widać było tójkątne żagle jachtów leniwie krażących po zatoce. Na licznych, oddalonych od siebie ławkach przesiadywali młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni. Bulwar był miejscem schadzek i randek, szczególnie o zmierzchu, gdy zachodzące słońce kryło się do połowy w morzu, nadając tafli pastelowe odcienie.
Właśnie jednego z takich wieczorów się poznali. On siedział na schodach, w kurtce z postawionym kołnierzem i włosami zwichrzonymi przez wiatr, w tym dziwnym stanie świadomości, w jaki wpędza intensywne picie przez kilka dni z rzędu, gdzieś między jawą a snem. Gdy siedział tak w białych sportowych butach, z papierosem przyklejonym do wargi, martwo wpatrujący się w beton pod stopami, wydawał się niemal ułudą. Blada, przepita i przećpana apoteoza obojętności i apatii.
Ona nadchodziła od strony licznych knajpek wyrosłych na sezon jak grzyby po deszczu przy uczęszczanym bulwarze. W sukience odsłaniającej kształtne łydki i w plisowanej bluzce, cicho stukała obcasami.
Stuk, stuk, stuk.
Gdy zrównała się z nim, przystanęła. Choć stała niemal na wprost niego, nie podniósł głowy. Kontemplował beton.
- Przepraszam, masz papierosa?
Głos miała wibrujący, trochę chrapliwy, z rodzaju tych, które niosą ze sobą słodką obietnicę. Tym razem jednak przebijało z niego zdenerwowanie.
Z niepokojem zauważył, że prawy but był brudny. Poślinił palec i potarł, usiłując zetrzeć plamę. Bez skutku.
- Mam.
I to wszystko. Zadnego gestu, żadnego słowa więcej. I wciąż martwe wpatrywanie się w stopień.
- Poczęstowałbyś mnie?
Jakaś część jego umysłu mówiła, że jeśli zamknie oczy, to ten natrętny głos da mu spokój i umilknie. Podniósł głowę i ze zdziwieniem zlokalizował źródło głosu. Zobaczył szczupłą twarz o delikatnych rysach, obramowaną lokami, których kolor zatrzymał się gdzieś pomiędzy czernią a ciemnym brązem.
Znużonym ruchem wyciągnął z kieszeni paczkę, otworzył i wyciągnął w jej stronę. Wyjęła papierosa i nachyliła się, gdy szukał zapalniczki. Gdy wstał, żeby jej odpalić, odezwały się wódka, haszysz i pięćdziesiąt godzin bez snu. Zemdlał.
Ona zadzwoniła po pogotowie.
Potem byli razem.


Jakiś czas.

3 komentarze:

af. pisze...

paliła czekając na pogotowie?

Freebooter pisze...

Tak myślę.

Freebooter pisze...

Byłem ostatnio w tamtym miejscu.