poniedziałek, 25 czerwca 2007

nienawidzę poniedziałków

Jak Kot w Shreku 2. Nienawidzę.
Zachrypnięty, przepity głos w słuchawce uświadamia mi, że od kilku minut trwa zaliczenie poprawkowe, o którym zapomniałem na śmierć. Zrywam się z łóżka, boksuję się z kacem. W kuchni zeruję sok, pół litra od jednego przechylenia. Uzupełniam poziom płynu w organizmie. Nie mam czasu na prysznic, a śmierdzi ode mnie alkoholem, śmierdzi kacem. Nie robię nawet kawy, i tak jestem w ciemnej dupie. Pięć minut po przebudzenia wychodzę z domu, trę półprzymknięte oczy. Znów upierdoliłem buty, brodząc w wodzie i biegając po piasku. Nie wszystko pamiętam.

Ale to, że na uczelni mam przejebane jak bąk, owszem. Nie sposób zapomnieć.
Wpadam do sali, z półgodzinnym ponad spóźnieniem i kompletną pustką w głowie. Biorę od kumpla skrypt, przelatuję go wzrokiem. Wystarczy pierwsze spojrzenie i już wiem, że nie dam rady.
A jednak daję.
Wpadam do innej sali, przepraszam za spóźnienie, wyjaśniam, że zaliczałem co innego. Wszyscy i tak widzą, że poprzedniego wieczoru nad książkami nie spędziłem. Kiwam głową blademu gościowi, który siedzi pod ścianą. Piliśmy razem. Biorę od kobiety szczegółowy zakres materiału, bo trochę poleciałem w chuja, i w tym roku, i w zeszłym, ustalam termin i wracam do domu.
Trzeba domknąć wszystkie sprawy - zanim przyjdą Niemcy.

3 komentarze:

fisza pisze...

Niemcy nie przyjda, na mnie czekaja

Anonimowy pisze...

czekaj, tzn że jesteś do przodu?

Freebooter pisze...

Z tym czy tamtym, owszem. Ale nie ze wszystkim na razie.