środa, 9 maja 2007

And I never worry - now, that is a lie

Kurtka z postawionym kołnierzem, co - jak lubię myśleć - mnie w pewien sposób definiuje, chodnik pod podeszwami zdartych białych sników. Lubię ten klimat, takie połączenie samotności, refleksji, smutku i szczęścia. Idę powoli bulwarem ze słuchawkami na uszach, niebo ma tę samą barwę co morze, utrafiłem idealnie. Nie słyszę ludzi, odcinam się od świata, Red Hoci, Sage Francis i Massive Attack pozwalają mi oczyścić umysł, skupić się na sobie. Zaciągam się papierosem, dym lekko gryzie podrażnione gardło, spluwam przez murek na obrośnięte mchem kamienie, rytmicznie omywane przez morskie fale. Telefon zostawiłem w domu, po raz pierwszy od lat. Dystansuję się. Przełączam na Dusty Springfield, lekko się uśmiecham, bo Sage mnie trochę zamulił. Nie chcę myśleć, analizować i się zastanawiać. Chcę się wyłączyć, odprężyć, taki swoisty un-plug. Co ma być to będzie, tak do tego podchodzę - przynajmniej w tym momencie. Zaczyna się Illmatic, ale kręcę głową, wyrzucam niedopałek do śmietnika, przysiadam na murku i przełączam. Nie tu i nie teraz, zmieniam klimat. Szybka adaptacja do Pete Rocka i CLa, roztapiam się w dźwięku. Opieram się łokciami o murek, patrząc na morze. To moja ulubiona pozycja, zawsze tak palę na imprezach. Wyciągam z kieszeni papierosa, odpalam, wypuszczam nosem kłąb sinawego dymu. CL mówi "deep down you know I'm really just one woman man". Pewnie tak. Zrywa się wiatr, zapinam kurtkę i idę z powrotem. Doo Rags nie skipuję, kupuję browara, bębnię cicho palcami o blat stołu i kontempluję morze. Przez moment myślę, że jestem Hemingwayem, ale wrażenie znika niemal od razu. Kretyni wydzierają się pijąc piwo na plaży, zwiększam woljum. Szorty, takie same bluzy, czapki z daszkiem, ale nie chce mi się z nich śmiać. Znów robię głośniej, odnajduję się w Under The Bridge. Raz, drugi, trzeci, czwarty. Niebo zaczyna nabierać zróżnicowanych barw, dopijam resztę piwa i gaszę papierosa. Zbliża się wieczór, robi się chłodno. Wkładam ręce do kieszeni i wracam do domu. Black Thought szaleje na majku, uwielbiam gościa.
Zimno, wieje, robi się ponuro. Wyrzucam niedopałek i gaszę go pod butem. Wskazówki na tarczy wskazują dziewiątą pi-em.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

yo i feel yo. swoje ulubione albumy też już słucham tylko w specjalnych sytuacjach. brew, kind of blue, illmiatic - nie marnuje tych albumów na codzień.