W drodze powrotnej do domu podśpiewywałem sobie Sucker MC's. Jest nieźle.
W knajpie Mars gadał z jakimiś Kaszubami, a potem założył się o sto browarów, że wciągnie dwadzieścia ścieżek tabaki jedna za drugą. No i się porzygał.
Ale i tak wszyscy umrzemy, więc co to za jebana różnica?
Co dwadzieścia kresek to nie jedna, jak brzmi kaszubskie przysłowie.
Mimo wszystko wieczór na plus. Dzień w sumie też. Strejndż ło-orld.
Nic mi się nie chce pisać, więc idę spać.
Myślę, że sobie jeszcze Lefonka posłucham or what.
"spread love 'cause it's the Brooklyn way..."
A Liroy z nimi nagrał track... Strejndż ło-orld beskidó.
Ice ma last.fm, aha aha.
No nic.
Idę w kimę.
Co za chujowe rzeczy napisałem. Za stary się na to wszystko robię.
May the Force be with you.
niedziela, 1 kwietnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz