czwartek, 4 stycznia 2007

My poetry's deep, I never fell...

Nas is like... Half-man, half-amazing...
For real yo.
Sprawdziłem nowego Nasa i jest średniawy. Mocno. Chyba nawet gorszy od Street's Disciple, a to obok żenującego Nastradamusa najgorszy LP tego pana. Nie ma już tego "whoa", jest bez pierdolnięcia. Jakieś takie nijakie to.
Dlatego odpaliłem sobie Nas Is Like. "I'm like all the races combines in one man, like the '99 summer jam", wiadomo o co chodzi. Nieśmiertelny przejebany kozak.
Teraz leci remiks The World Is Yours, kawałek którym podnosiłem się na duchu w okresie maturalnym. Mistrz.
Dlatego lubię Nasa. Mam do tego skurwiela olbrzymi sentyment, choć od Lost Tapes perełki, które nagrał mógłbym policzyć na palcach obu rąk i wszystkich bym chyba nie zużył. Illmatic i chuj.
Ale dzisiejszy dzień i tak upłynął pod znakiem Pete Rocka. Absolutny mistrz. Wystarczy żebym odpalił T.R.O.Y. i wsiąkam w ten bujający wajb. Back On The Block, One In A Million, Carmel City, Take You There i mnie nie ma.
Czółko, jadę po ziółko.

Brak komentarzy: