sobota, 16 grudnia 2006

Fed up with the bullshit

Jak Big L, c'nie? On też był fed up with the bullshit. I Jeru. I Mos Def. W sumie, kurwa, wszyscy byli fed up.
Bullshit to wszystko. Uczelnia, nałogi, trawa to bullshit, "tak, wyskoczymy gdzieś w przyszłym tygodniu" to bullshit, "zrobię to na jutro" to bullshit, "fo' sheezy" to też bullshit - wszystko jest, kurwa, bullshit. Albo "nagraj mi, nie wiem, Diddy'ego, Ying Yang Twins" od kogoś, kogo naprawdę cenię.
Czuję się jak gówno. Dosłownie. Walnąłem trzy browary, a czuję się przekoszmarnie. Niewiadomo czemu. Przez sześć dni nie spaliłem ani jednego fajka i nie wypiłem nawet małego bronka. Pewnie o to chodzi. Brak paliwa.
Dzisiaj o 9 rano wszedłem do McDonalda w Rumi i co leciało w radiu? Breakfast At Tiffany's. Wspomnienia, aj. Tak sobie myślę, że pomimo tego że gotuję i nieźle znam się na jedzeniu, i próbowałem kuchni niemal całej Europy, to jednak jestem dzieckiem hamburgerów. Co innego można jeść w nocy po chlaniu? Nie zawsze da się przecież iść o 6 rano na carbonarę.
Dzisiaj wywoziłem resztę rzeczy ze starego domu. Pusto, głucho i smutno.
Na moich oczach magia powoli wyparowuje z tych wszystkich miejsc. Zabudowują, burzą, stawiają płoty, odremontowują, chujują. Niby wszystko się zmienia, ale jednak szkoda. Jedno jedyne miejsce, które mógłbym nazwać swoim domem.
Zastanawiam się czy gdzieś wychodzić. Nie chce mi się. Rzucam palenie i rzucam picie. Znowu miałbym się spotkać z ludźmi. Nie chce mi się tego wszystkiego słuchać. Wszystko ssie. Lordz Of Brooklyn ściąga mi się tak wolno, że zaraz jebnę.
Boli mnie głowa, muli mnie w żołądku, mam zaschnięte gardło i parę innych dolegliwości. Wyrobiłem sobie takie zajebane oczy. Cały czas są zmrużone. Z niewyspania, złego oświetlenia, alkoholu i trawy. Wciąż wyglądam na nietrzeźwego.
Breathe in, breathe out, respiration i Black Star keeps it burning.
I takie tam.
Zią.

Brak komentarzy: