środa, 14 marca 2007

Dzień really taki-se.

scenka rodzajowa
aula wypełniona ludźmi, przedwcześnie posiwiały profesor stuka długopisem w rzutnik i mówi nie wiadomo o czym
w drugiej ławce siedzi dwóch gości

- Ty, wpisujemy się na tę listę?
- No kurwa... Nie po to szedłem taki kawał, żeby nie mieć obecności.
bierze listę, pisze liczbę 65, stawia kropkę i pisze "Prosiaczek"; obok, w kolumnie z podpisami, rysuje świnię w t-shircie
podaje listę i długopis sąsiadowi z lewej, ten dopisuje kolejny numer i pisze "Kubuś Puchatek", ostro, zamaszyście, obok baryłka miodu z napisem "HUNNY"
rozglądają się po sali pełnej nieznajomych twarzy
- Co to za przedmiot jest?
- Chuj wie.
- A co za wydział?
- No Oli i Agi.
- Zarzadzanie?
- Coś w ten deseń.
- Aha. Co za dziwni ludzie.
ten z lewej zagina kartkę i robi z niej samolot; wykładowca urywa w pół słowa i patrzy na demiurga
- Mogę w czymś pomóc?
(nie przerywając składania samolotu) - Dziękuję, poradzę sobie.

minutę później

- Stary, idziemy stąd. Minęło już dziesięć minut. To był głupi pomysł, żeby iść z nimi na ten wykład.
- Racja.
wstają, zakładają kurtki; profesor znów przerywa
- Rezygnujemy?
- Ano tak. Kiepska atmosfera.
- Cieszę się.
- Nie tak jak ja.
wychodzą

dwie minuty później, na papierosie przed budynkiem
- Nawet nie usłyszałem, że dostałem esemesa.
wyciąga telefon
siostra: "co robisz na naszej uczelni?!"
- Moja siostra tam była? Kurwa, wracam się z nią przywitać.
- Chodź, idziemy. Przyjdziemy za tydzień.
- Dobra. Kubuś i Prosiaczek muszą mieć obecności na wykładach.

Brak komentarzy: