wtorek, 18 września 2012

gdzie jest rap, który kiedyś grał tak mocno, że trzymałeś kumpla, żeby nie chciał wpaść w policję

Brakuje mi rapu - albo raczej tego, co dla mnie znaczył. Mieliśmy zrobić film o rapie, z głosem z offu i papierosami dymiącymi się w popielniczce, nie wiem sam, ile to już lat temu. Nowe życia dwudziestokilkuletnich starców, od tamtego czasu przeżyłem co najmniej dwie reinkarnacje, przeżułem samego siebie i przestałem umieć pisać. I czuję się tak 2006, choć nie jestem pewien, czy cokolwiek jeszcze pamiętam. Rap to te trochę utworów sprzed lat, przy których zawsze muszę się napić. Picie przestało być fajne, o ile było kiedykolwiek, i czekam daremnie, aż wyjdzie z mody. Rap też przestał - nie ma już tego sznytu, jak z czasów, gdy mówił nam jak, kurwa, dorosnąć. Ograniczyłem swój kontakt z muzyką do sprawdzania trzech płyt w roku i tych zgranych, nostalgicznych utworów, których słucham za miastem. Czuję mrowienie w koniuszkach palców, zamykam oczy i podróżuję. It's bizarre, but there you are, like you never left. Lata płyną, a ja wciąż kocham tę pętlę całym sobą i wciąż mam w sercu tych niezbyt dobrze wyedukowanych Murzynów, będących na bakier z gramatyką. Mam dość panczlajnów, wielokrotnych, swagu, młodych kotów, singli i tego całego bagażu. Słuchawki, starte kicksy i kurtka - tym jest rap, tak jak piłka to zajebanie z czuba za płot, a nie jakieś pląsy Neymara. Tym jest rap. Czasy się zmieniają? Wiem, wypierdalaj.

2 komentarze:

Ag Queen pisze...

tymczasem "jesteś bogiem" w kinach

Anonimowy pisze...

kurtka pękawka, oczywiście